wtorek, 28 czerwca 2016

Rozdział 1

     Pik,pik, pik- usłyszałam pod uchem. To pikanie było denerwujące. Już chciałam ruszyć się myśląc, że to budzik budzi mnie do szkoły. Jakże się pomyliłam. Pomyliłam się także w innej kwestii. Myślałam, że mam cały czas zamknięte oczy, a okazało się, że jednak nie. Coś było ze mną nie tak i zaczęłam się tego bać. Od zawsze bałam się ciemności, a teraz mam tak, że niby co? Nie chcę. Ze strachu zaczęłam krzyczeć. Nagle poczułam czyjś dotyk. Długie palce jakie poczułam nie mogły należeć do nikogo innego jak do mojego brata Nam Joon'a.
     Nam Joon jest ode mnie trzy lata starszy i jest trainee w Big Hit Enterteimnet.
-Nam Joon, co się dzieje? Czemu nic nie widzę? Boję się- szlochałam
-Spokojnie siostrzyczko. Miałaś wypadek jak wracałaś z wycieczki. Wasz autokar wpadł w poślizg i uderzyliście w coś. Ty siedziałaś z przodu przy oknie...
-Co chcesz przez to powiedzieć? Co zresztą klasy? Z tego co pamiętam nie jechali wszyscy, tylko niektórzy, czy to prawda?
-Prawda. Ci co siedzieli od wyjścia mają w większości lekkie zadrapania, natomiast Ci co siedzieli przy oknie mieli mniej szczęścia.
-Ktoś zginął?- próbowałam zachować spokój
-Niestety tak
-Kiseob i kierowca. Wasz wychowawca jest w ciężkim stanie.
-Ki...Kiseob? Nie to nie może być prawda. Muszę się z nim zobaczyć. On na pewno żyje. Pomylili się- zaczęłam się wyrywać, ale brat mi nie pozwolił wstać twierdząc, że muszę leżeć. Ale jak mam spokojnie leżeć, skoro osoba, którą lubiłam zginęła w tym cholernym wypadku?
-Kim on był dla Ciebie?
-Kiseob był od niedawna w naszej szkole, ale poznaliśmy się na tym koncercie, na którym byłam pół roku temu. Wymieniliśmy się numerami i tak się zaczęło. Jakieś trzy miesiące temu przeniósł się do naszej szkoły i szczęście chciało, że zapisali go do mojej klasy. Wiesz, że ja zawsze siedzę sama bo lepiej mi się skupić na lekcjach, a on przyszedł i usiadł w mojej ławce. Na początku go nie poznałam więc naskoczyłam na niego. Dopiero gdy się do mnie zwrócił tak jak tamten chłopak na koncercie, go rozpoznałam. Cóż, wszyscy byli zdziwieni, że mu pozwoliłam ze sobą usiąść. Później zaczęliśmy wychodzić na spacery i w ogóle się spotykać i na koniec od dwóch tygodni byliśmy oficjalnie parą. A teraz Ty mi mówisz, że on nie żyje- rozpłakałam się na maxa. Po omacku szukałam jakieś chusteczki aby wydmuchać nos. Po chwili ktoś wszedł do pokoju. Podskoczyłam ze strachu. Obawiałam się, że tak teraz już tak będzie. Ciągle będzie mi towarzyszył strach, a ja będę kłębkiem nerwów.
     Teraz kiedy nasi rodzice wyjechali do pracy za granicę mieszkam sama i dogląda mnie brat gdy ma czas. Ale teraz nie wiem co zrobię. Przecież przeze mnie nie będzie rezygnował z marzeń. Na to nie pozwolę. Poczułam na sobie czyjeś dłonie.
-Kto tu jest?
-Witam. Jestem doktor Yang i prowadzę Cię. Wiesz co się stało? Pamiętasz coś?
-Nic nie pamiętam. Ostatnie to pamiętam jak rozmawiałam ze swoim chłopakiem w autobusie, a potem już nic. Panie doktorze dlaczego ja nie widzę?
-Nie widzisz bo szkło uszkodziło Twoje oczy
-Co ma pan na myśli?
-Gdy doszło do wypadku siedziałaś przy oknie?
-Podobno tak, ale nie pamiętam. Podobno ktoś zginął w tym wypadku. Może mi pan doktor coś na ten temat powiedzieć?
-Myślę, że to nie najlepszy pomysł teraz. Teraz potrzebujesz odpoczynku.- lekarz jeszcze mnie zbadał i poprosił mojego brata, jako że jest moim opiekunem. Po paru minutach blondyn wrócił do sali. Długo nie trwało jego siedzenie ze mną gdy zadzwonił telefon. Wiedziałam kto dzwoni. Gdy przychodził do mnie to też czasami do niego dzwoniono.
-Nie odbierzesz? To pewnie Suga dzwoni.
-Nic się nie stanie jak nie odbiorę raz.
-A kiedy macie debiut?- dopiero teraz mi się przypomniało, że niedługo mają debiutować.
-Za dwa dni.
-To powinieneś się przygotowywać, a nie siedzieć tu ze mną
-Przygotowania nie zając. Nie uciekną, a przy Tobie muszę być.
-Nic z tego. Uciekaj. Nic mi tu nie grozi.
-Ale...
-Nie ma Ale. Znikaj. Przyjdziesz jutro. Serio nic mi nie jest. Muszę tylko przezwyciężyć strach przed ciemnością i będzie dobrze.
-Na pewno?

-Na pewno. Znikaj. Pozdrów wszystkich i przeproś ich w moim imieniu.- Nam Joon jeszcze mnie przytulił i ucałował po czym wybiegł z sali i wszystko byłoby w porządku gdyby nie zapomniał swojego telefonu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz